czwartek, 24 grudnia 2015

Przenosiny


A więc... Przenoszę się na wattpada i... w sumie to tyle. Zapraszam was tam i w ogóle no. Raczej nic tu nie bede wstawiac bo na wattpadzie jest mi jakos wygodniej. I wesolych swiat!

środa, 16 grudnia 2015

No more dream: Rozdział 1 "Hello France!"


- Że co?
- Co z tobą? Czy twoim marzeniem nie było zostanie gwiazdą muzyki? 
- A-ale... Za późno na karierę... Poza tym, żeby zostać gwiazdą trzeba mieć talent, wtyki, pieniądze, wygląd.
- Masz świetny głos, mnie, hajsy, wyglądasz... ponad przeciętnie. - Przewróciłam oczami. Suga zatrzymał mnie i stanął naprzeciwko.
- No i jakby to niby wyglądało, co? Pojadę z wami do Seul i co dalej? Będę robić za maskotkę?
- Nie... Posłuchaj. To może zabrzmi egoistycznie, ale nie chcę żebyś patrzyła jak spełniam nasze wspólne marzenia.
- A-ale... Mam tak wszystko zostawić?
- Nie wiesz jak jest? Żeby coś zyskać musisz coś poświęcić.
To naprawdę trudna decyzja... Czy naprawdę jestem w stanie zostawić to miasto?
- Daj mi czas... Podaj mi adres tego hotelu, w którym będziecie w Seul. Jeśli się przemogę, przyjadę.
Spojrzał na mnie z nadzieją. Pokiwał głową lekko i przytulił mnie. Wtuliłam się w jego ramię.
- Co to za spełnianie marzeń, gdy najważniejsze osoby dla mnie nie są ze mną. - Mruknął gładząc moje włosy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ma rację.
Kilka godzin później
Po spacerze udaliśmy się do mojego domu. Leżeliśmy oboje na łóżku. Byłam oparta o ramę a Suga leżał na moich kolanach. Słuchaliśmy muzyki, przy okazji śpiewając. Zeszło nam tak trochę czasu.
- Zaśpiewaj coś sama, chcę posłuchać. - Rozkazał.
- No okej, ale co?
- Znasz nasze piosenki nie?
- Trochę.
- Zaśpiewaj butterfly.
Suga włączył odpowiedni track i przymknął oczy. Zaczęłam śpiewać. Ta piosenka jest jedną z moich ulubionych. Melodia, tekst... Jest świetna.
- Przecież nie wiedziałaś kim jesteśmy, więc dlaczego znasz tekst tej piosenki? - Otworzył oczy i spojrzał na mnie, jakby już wiedział o co chodzi. Zarumieniłam się.
- B-bo nie wiem! Słyszałam w radiu, czy coś... - Odwróciłam wzrok. Chłopak podniósł się z moich nóg i spojrzał na zegarek w swoim telefonie.
- Kurde, już późno, będę lecieć. - Wstał i wziął swoją kurtkę. Odprowadziłam go do drzwi. Zatrzymał się.
- To nie pożegnanie, więc nie będę się żegnać. - Powiedział klepiąc mnie lekko po ramieniu.
Dwa tygodnie później
Nadal nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Dzisiaj wyjeżdżają z Korei... Rozmawiałam z mamą na ten temat i powiedziała mi, że jestem dorosła i to mój wybór, i że mimo wszystko zawsze będzie mnie wspierać.
Westchnęłam i podniosłam się z podłogi. Ruszyłam do łazienki, przejrzałam się w lustrze i dostrzegłam, że wyglądam jak wrak. No tak... Kilka nieprzespanych nocy robi swoje. Ehhhhhhhhhhhhh. Wzięłam prysznic i ubrałam się. Następnie ruszyłam do swojej komody i zaczęłam się pakować. YOLO. ŻYJE SIE RAZ. Idę robić karierę a nie. Ehhhhhh. Co ja też gadam... Nie! Jadę tam! Mam tylko nadzieję, że zdążę... Zaczęłam szukać po całym pokoju adresu hotelu, który zostawił mi Suga. Była godzina prawie 16, więc mogli już odlecieć. Prooooszę, nie lećcie beze mnie! W końcu znalazłam mały świstek papieru i chwyciłam za swój telefon. Zadzwoniłam po taksówkę i zeszłam na dół. Walizka była trochę ciężka, ale dałam sobie jakoś radę. Wyszłam przed dom. Włożyłam słuchawki i zaczęłam słuchać Run. Jeden z nich, nie wygląda na takiego, a ma strasznie głęboki głos... Szczerze to wygląda jakby miał emocjonalne 3 latka. Wuuuuuuut. Zamyśliłam się na temat innych członków BTS'u i nawet nie zauważyłam jak podjechała taksówka. Kierowca wysiadł i zabrał moją walizkę do bagażnika. Nawet otworzył mi drzwi, no proszę dżentelmeni jednak jeszcze istnieją. Szkoda, że był to starszy pan. Meh.
- A więc?
- Kierunek: Seul! - Machnęłam przed siebie ręką. - Fighting!
Staruszek się uśmiechnął i rozpoczęliśmy jazdę. W Seulu byliśmy po jakichś dwóch godzinach jazdy. Byłam już trochę zmęczona. Pan taksówka zawiózł mnie pod sam hotel. Podziękowałam ładnie i zapłaciłam. Mężczyzna podał mi walizkę i uśmiechnął się słabo. Weszłam szybko do środka i rozejrzałam się dookoła. Wnętrze było ozdobione w ciepłych kolorach, duża światła i przestrzeni. Na jednej z kanap siedziało kilka znanych twarzy. Podbiegłam do nich szybko taszcząc za sobą ciężką walizkę.
- Hej, Yoona. - Uśmiechnął się Jin. Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam szukać wzrokiem Sugi.
- Gdzie Suga?
- Chyba jeszcze się pakuje. Mówił nam trochę o tobie ostatnio. Chce żebyś z nami pojechała na tour.
- Wydajesz się ok. - Dodał RapMon. Zaśmiałam się lekko i przewróciłam zabawnie oczami.
- Zaśpiewał nam coś. - Odezwał się nagle V. Spojrzałam na niego. Leżał na kolanach Jimina na sofie i grał na PSP. Nagle poczułam na swojej talii dłonie i czyjś oddech przy uchu.
- Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz.
- Ej, gtfo. - Zaczął mnie łaskotać, żeby poprawić mi humor. Fakt, byłam tym wszystkim bardzo zestresowana. Boję się latać.
- Oni są razem? - Zapytał smutnie J-Hope.
- Ciekawe, czemu Suga nie mówił, że ma tą jedyną. - Zamyśliła się księżniczka. Usłyszeli jak Jimin prychnął.
- Jestem pewien, że jej się spodobałem. - Powiedział pewny siebie.
Suga po dłuższej chwili dał mi spokój i zabrał moją walizkę. No proszę, co za dżentelmen.
- Gdzie jest wasz manager? Muszę z nim pomówić, czy na pewno nie ma nic przeciwko i-
- Dobra, cicho już siedź. Wszystko z nim obgadałem.
- Skąd wiedziałeś, że tu przyjadę?
- Ja wiem wszystko. Trzy Słowa. Min Yoongi Geniusz. - Zaśmiałam się głośno. On wcale nie jest śmieszny. Usiadłam na kanapie obok Jimina i V. Suga stwierdził, że jego również bolą nogi, więc postanowił usadowić się na moich kolanach.
- Chyba dobrze się bawisz, co?
Zapytałam sarkastycznie. Zepchnęłam go od razu na prawo. Nie pomyślałam zbytnio, bo upadł na V.
- Auaaaaaaaaaaaaaa! Co za ból! - Wstał szybko z kanapy, zrzucając Sugę z siebie na podłogę. Pobiegł do konta pomieszczenia i udawał płacz. Jaki on jest uroczy omg. Podeszłam do niego i uklęknęłam. Położyłam mu rękę na ramieniu i uśmiechnęłam przepraszająco.
- Przepraszam, nie chciałam cię skrzywdzić.
Nagle rzucił mi się na szyję z płaczem, przez co się wywróciłam. Polecieliśmy oboje na podłogę, zwracając na siebie uwagę całego holu. Podniosłam się na łokciach i zobaczyłam, że chłopak bezwstydnie leżał sobie na moich cyckach. Waaaaat the fvck?
Dotknęłam delikatnie jego policzka. Nic. Wszyscy z BTS się z nas śmiali. Zajebiście. Jimin zrzucił V ze mnie i podał mi dłoń. Gdy się podniosłam złapał mnie za talię i przyciągnął do siebie.
- Czy wy nie możecie choć raz nie robić wstydu i zachowywać się normalnie? - Podszedł do nas manager. Spojrzałam z degustacją na Jimina a ten mnie puścił. W międzyczasie V cały czas śpi na podłodze.
- Przepraszam. - Uśmiechnęłam się przepraszająco, ten tylko westchnął.
- Musimy pogadać. - Rozkazał i odsunął się od chłopaków, podążyłam za nim.
- Czy to naprawdę w porządku? Mogę z wami lecieć do Europy? - Zapytałam. Uśmiechnął się.
- Oczywiście, jesteś dziewczyną Sugi, prawda? Ma on pełne prawo chcieć spędzić z tobą czas.
- Ja nie... Jesteśmy jakby rodzeństwem.
- No, nieważne. Jest jeszcze sprawa związana z pokojami w hotelu. Uważam, że to trochę... niestosowne żebyś była w pokoju ze mną lub innymi członkami oprócz tego kosmity śpiącego na podłodze. Jest niegroźny.
- Haha, doceniam pana troskę. Dam sobie radę.
- Słyszałem też, że znasz się na tych całych makijażach i na muzyce.
- Trochę. - Odpowiedziałam nieśmiało. Nie lubię się chwalić przed osobami, które mają jakieś wpływy.
- Ale dobra! My tu gadu-gadu, a samolot odleci! Chłopcy idziemy, autokar jest na parkingu i kierowca na nas czeka! - Krzyknął. Wszyscy wstali, V został brutalnie obudzony przez J-Hopa... Dobrze, że tego nie widziałam.
W samolocie
Siedziałam z Sugą. Lecimy już od jakiejś godziny. Jeszcze trochę czasu zostało... Hehe.
Słuchając wszystkich tracków BTS przyglądałam się ciemnemu niebu. Moje powieki zaczęły robić się coraz bardziej ciężkie aż w końcu zasnęłam.
Obudziłam się po kilku godzinach. Przetarłam sennie oczy i ziewnęłam. Podniosłam się lekko na siedzeniu i spojrzałam na Sugę. Patrzył na mnie.
- No co? - Zapytałam bezbronnie.
- Nic, nic. Jeszcze jakieś 15 minut, zanim dotrzemy do Paryża.
- Czad, zawsze chciałam zobaczyć wieżę Eiffla. - Zaczęłam fantazjować. Po chwili jednak zeszłam na ziemię.  - Macie już jakiś grafik czy coś?
- Na początku mamy dzień wolny a potem jest jakaś sesja zdjęciowa. No i podpisujemy płyty w jakiś publicznych miejscach.
- Tak w ogóle to mam nadzieję, że będziesz dzielić ze mną pokój. - Powiedziałam poważnie.
- Co, boisz się reszty? Są niegroźni, serio. Chociaż... w sumie to nie wiem... - Przypomniał sobie jak zawsze nawzajem się budzą na planie. Przeszedł go dreszcz. - Ustaliliśmy, że będziesz w pokoju z Tae.
- Z kim?
- Ten kosmita, który się rozpłakał w hotelu.
- Aaaa, czej, czej. On ma ze mną mieszkać, tak? Nadal lubisz utrudniać mi życie, co?
- No weź nie przesadzaj. Jak osoba z jego mózgiem mogłaby... no wiesz.
- Kiedyś cię ubiję, obiecuję.
Westchnęłam i włączyłam muzykę w swoich słuchawkach. Suga nagle zabrał jedną z nich rozbawiony, czego słucham.
- Ouuu - gwizdnął - Co my tu mamy... Mówiłaś, że nie słuchasz naszej muzyki.
Nagle przede mną pojawiła się twarz Jimina. Wstał na swoim krześle i odwrócił się do mnie i Sugi.
- Mmm, no i który z nas wywarł na tobie najlepsze wrażenie? - Zagryzł wargę i dziwnie się spojrzał. Oh geez.
- Oczywiście, że on! - Powiedziałam radośnie i przytuliłam się do ramienia Sugi. Ten tylko się wyszczerzył, patrząc na żałość Jimina.
- Ale jesteś wiesz, ze mną na pewno się nie zaprzyjaźnisz!
Odwrócił się na swoje miejsce i na horyzoncie pojawił się V.
- Hejka naklejka. Jak leci tam u góry?
Że co? I dun get it.
- Elo melo, git. A tam na dole? - Wyszczerzyłam się i zobaczyłam, że Suga westchnął.
- Tylko się w niego nie zamieniaj, bo wtedy wszyscy zwariujemy.
- Oj tam gadasz. - Zaśmiałam się. Tae spojrzał na nas, myśląc o czymś intensywnie i wrócił na swoje miejsce. Usłyszeliśmy nagle komunikat mówiący o przygotowaniu się do turbulencji. Kilka minut później było już po wszystkim. Wysiedliśmy z samolotu i powitaliśmy świeże europejskie powietrze. Ekscytacja nowym miejscem wzięła nade mną górę i zaczęłam się kręcić.
- Fraaaanceeeee! - Powiedziałam głośno.
Czekaliśmy chwilę na autokar i w międzyczasie rozmawiałam z Jungkookiem. Kolejny słodziak, ojej! Mówiliśmy głównie o hotelu i o Francji. Czasami się śmialiśmy.
W końcu dotarliśmy do upragnionego hotelu. Wszyscy udaliśmy się do windy a manager został w lobby i rozmawiał z recepcjonistką. Dojechaliśmy na 15. piętro i zaczęliśmy szukać swoich pokoi. Ja i Tae mieliśmy 4, więc prawie na końcu. Ruszyłam z kartą wstępu do drzwi z numerem 4. Otworzyłam je z łatwością i weszłam do środka z moim współlokatorem. Dostałam zawału.
- NIEEEEEE!
Dwuosobowe łóżko.
Wyszłam biegiem z naszego pokoju i weszłam do pozostałych. Wszędzie podwójne. No to się wkopałam. Ej... Chwila... Suga o tym wiedział skoro mówił mi, że Tae nie byłby zdolny do... Zabiję go... Ale na razie to mam zamiar iść spać.
Wróciłam do 4. i opadłam bezwładnie na duże łóżko. Westchnęłam głośno i podniosłam się na łokciach. Spojrzałam na V, który opadł tuż obok mnie.
- Nie przeszkadza ci, że będziesz spać na podłodze? - Zapytałam. Trochę spoważniał i westchnął.
- Nie.
Podniósł się, wyciągnął coś ze swojej walizki i wszedł do łazienki.
- Idę pod prysznic.
Ponownie się załamałam, ale przy okazji zobaczyłam jak w rzeczywistości wyglądał nasz pokój. Było to dosyć małe pomieszczenie jak dla mnie, o turkusowych ścianach i ciemnych meblach. Śliczny pokój, gdyby nie to wielgaśne małżeńskie łoże. Meh, oni zawsze razem śpią w jednym łóżku? No tak... Faceci...
Postanowiłam się przebrać, korzystając z nieobecności Tae. Otworzyłam swoją walizkę i wyjęłam strój, a dokładniej piżamę. Ogarnęłam szybko swoje rzeczy do szafki nocnej i szafy, po czym wgramoliłam się do łózia. Opatuliłam się kołdrą i westchnęłam ciężko. Nie mam na nic siły. Mimo to nadal mam nadzieję na lepsze jutro.


sobota, 12 grudnia 2015

No more dream: Prolog


Dzisiaj podobno jakiś super popularny zespół podpisuje płyty w centrum. Jest sobota, ja i tak nic nie robię, więc stwierdziłam, że pójdę zobaczyć. Leniwie zsunęłam się z kanapy i ruszyłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i ubrałam się. Wsunęłam swoje ulubione buty i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do swojego plecaka. Pomyślałam, że po drodze zrobię zakupy, od kiedy mama tak często pracuje nie ma na to czasu.
Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę centrum. W ciągu dziesięciu minut byłam na miejscu. Faktycznie ktoś sławny, bo takiego tłoku tu jeszcze nie było. Zdziwiło mnie to trochę, bo kto by chciał przyjeżdżać do takiej dziury jak Daegu... Ruszyłam do jakiegoś supermarketu. Kupiłam trochę makaronów, gotowe sosy w słoikach i owoce. Coś się z tego zrobi. Mam nadzieję. Wyszłam ze sklepu i moja ciekawość znacznie wzrosła. Już nie było aż takich tłumów, więc chyba się zbierali. Spojrzałam na zegarek. Po 17. Postanowiłam ogarnąć, kto tutaj przyjechał. Zaczęłam się przepychać przez te wszystkie dziewczyny, kilka razy o mało się nie przewracając. W końcu dotarłam tak blisko, że mogłam zobaczyć, kto tutaj siedział. Ujrzałam bandę jakiś pedałów... A wśród nich...
Moje oczy gwałtownie się rozszerzyły.
Co on tutaj...?
Dwa lata temu
- Czyli co? Nie wrócisz? Do rodziny? Do mnie? - Zadawałam mu trudne pytania. Spojrzał na mnie smutno. Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam. - Oh, przepraszam. Spełniaj swoje marzenia. Tylko obiecaj mi coś...
Podszedł bliżej i złapał mnie za ręce. Pokiwał głową.
- Nie zapomnij o mnie, o swoich przyjaciołach tutaj, o tym, skąd pochodzisz. No i... powodzenia tam. 
Przytuliłam go mocno, ledwo powstrzymując łzy. 
Tak. To z pewnością...
Zaczęłam biec w jego stronę, żeby rzucić mu się na szyję. Jakiś typ, który siedział koło niego zauważył mnie i lekko go szturchnął. Suga spojrzał na mnie zszokowany. Wstał lekko się uśmiechając, byłam już tak blisko... Ale nagle zjawiła się ochrona. Jeden z tych wielkich goryli złapał mnie za dwie ręce i próbował odciągnąć na bok. Zaczęłam się wyrywać, cała zirytowana. A ten dureń tylko sikał ze śmiechu. Spadł z krzesła nawet.
- Co ty sobie wyobrażasz, panienko? - Zapytał, miałam ochotę napluć mu w twarz, ale się powstrzymałam. Chciałam coś powiedzieć, ale ten tylko pokiwał głową w dezaprobacie i odszedł do zespołu. Spojrzałam wkurzona na Sugę.
- Ta dziewczyna może tu podejść, znam ją. I tak kończymy, więc proszę zamknąć bramki. - Rozkazał Suga.
Siedziałam kilkanaście minut na podłodze na korytarzu, czekając aż wszystkie fanki wyjdą i zobaczę Sugę. Prawie zasnęłam. Gdy moje oczy powoli się zamykały ktoś mnie szturchnął. Był to ten goryl ochroniarz. Chciał pomóc mi wstać i przeprosić za jego zachowanie, ale zignorowałam go i wstałam o własnych siłach, widząc jak gwiazdy tego zdarzenia wychodzą z sali. Zobaczyłam Sugę i zaczęłam przyspieszać w jego stronę cała wkurzona. Gdy mnie zobaczył schował się za jakiegoś gościa.
- Suga! - Krzyknęłam i zaczęłam go gonić. Członkowie zespołu patrzyli to na siebie to na nas. Po chwili w końcu go złapałam. Rzuciłam mu się na szyję i usłyszałam pogwizdy od reszty. Prychnęłam tylko i odsunęłam się od niego. Zaczęłam go bić po klacie za tę sytuację z panem ochroniarzem.
- Durniu, nie mogłeś wcześniej powiedzieć, że mnie znasz, tylko potem jak zrobili ze mnie chorą fankę!? - Zapytałam ironicznie. Ten tylko się głośno zaśmiał. Podszedł bliżej mnie i ponownie przytulił.
- Czemu nie mówiłeś, że tu będziesz? Zapomniałeś o mnie? Złamałeś obietnicę?
- Chciałem do ciebie wpaść i zrobić ci niespodziankę, ale ty jak zwykle robisz nie to, co trzeba.
Odsunęliśmy się od siebie i przyjrzałam mu się bardziej.
- Eh, ale z ciebie pedała zrobili. - Poczochrałam mu lekko włosy, żartując. - Strasznie się zmieniłeś.
- Serio? A ty wcale. - Ukłuł mnie dwoma palcami pod żebrami. JAK JA TEGO NIENAWIDZĘ.
- Nie rób mi. - Żachnęłam robiąc niewinną minę. Uśmiechnął się lekko i przewrócił oczami. Usłyszeliśmy jak któryś z pozostałych peda- członków zespołu kaszle. Odwróciliśmy się w ich stronę.
- A właśnie, to twoi koledzy, nie? - Zapytałam. Suga zrobił fejspalma. A reszta zaczęła się śmiać.
- Sugeruję, że jesteś osobą bez internetu? - Spytał najwyższy z nich. Lol, o co mu chodzi?\
- Sorry, ale nie jestem nołlajfem, jeśli chcesz wiedzieć. - Puściłam mu oczko. - Ale jakby się wam tak przyjrzeć to... przypominacie mi kogoś. - Złapałam się za podbródek. - Często widziałam was w telewizji chyba, jeśli nie mylę was z EXO...
- Jak można nas pomylić z EXO?! - Krzyknął rozbawiony Jimin.
- Czyli to nie wy. Hmmmm, kojarzy mi się taka jedna piosenka... Oglądałam jakoś niedawno teledysk... Tytuł to jest... - Złapałam się za skronie. Suga bacznie mi się przyglądał z lekkim uśmiechem. - Nie wiem, ale jeden tam dźwiga koszulkę i w ogóle fajnie tańczą i... i... tytuł to...
- No more dream!
Powiedziałam razem z Sugą.
- No, przypomniało mi się. Ale...
- Ale?
- Nadal nie wiem jak się nazywacie.
- Same. - Dodał ten najwyższy.
Podeszliśmy z Sugą trochę bliżej nich.
- A więc... To jest Han Yoona, moja najlepsza, najbliższa, najładniejsza, najsekso-
Uderzyłam go łokciem pod żebrami, uśmiechając się sztucznie.
- Moja przyjaciółka. - Powiedział i westchnął. - No, teraz wy się przedstawcie.
- Nasz zespół to BTS. Ja jestem Kim Namjoon, na scenie Rap Monster. - Przedstawił się najwyższy.
- Ja jestem Jimin, ten z fajną klatą, moje hobby to pokazywanie ludziom, co we mnie najlepsze.
- Jest ekshibicjonistą? - Szepnęłam cicho do Sugi. Ten głośno się zaśmiał i zaprzeczył.
- Jestem Jin, miło mi cię poznać. - Podszedł i podał mi rękę. Uśmiechnęłam się serdecznie do niego. Jimin spojrzał na niego dziwnie i zrobił to samo, co on. Podszedł i podał rękę. Co za ludzie.
- Hoseok, J-Hope w pracy. - Uśmiechnął się i puścił mi oczko. Zamrugałam kilka razy.
- JO ŻECH JE TAEHYUNG. - Podbiegł do mnie i uklęknął. Czy oni są nienormalni?
- OK, JO ŻECH JE YOONA! - Przybiliśmy sobie piątki. No i ostatni.
- To jest JungKook, mówimy na niego Kookie. - Powiedział za niego Suga. - Najmłodszy. - Zabawnie poruszył brwiami patrząc na mnie. Kookie podszedł do mnie i spojrzał na mnie.
- Miło mi poznać. - Rzekł, uśmiechając się. Odwzajemniłam uśmiech.
- Dobra koniec tych dziwnych spojrzeń. Ja i Yoona idziemy się przejść, a wy róbcie to co robicie zazwyczaj. Wrócę później do hotelu.
- Jasne, tylko nie zapomnij wrócić, jutro rano musimy być na sesji. - Przypomniał Rap Mon.
Suga tylko westchnął, złapał mnie za rękę i odciągnął w głąb centrum.
- O matko, co to było. - Zaśmiałam się.
- No, tak. Zwykle są normalni. Co ja gadam, nie są. - Złapał się za głowę.
- Przynajmniej nie smutasz. - Dotknęłam jego policzka.
Przez chwilę szliśmy w ciszy.
- Gdzie właściwie idziemy? - Zapytałam.
- Gdzieś... Sam nie wiem. Nie pamiętam, gdzie co jest. - Westchnęłam.
- Jesteś teraz szczęśliwy? - Spuściłam głowę.
- Eh... Nie mów tak jakbyś miała się rozpłakać. Spełniam swoje marzenia, tak jak mi poradziłaś. Mimo wszystko... Tęsknię za tobą. Za tym miastem. Za tym wszystkim, co było w liceum. Posłuchaj... Pojutrze znowu wyjeżdżamy. Do stolicy, mamy dwa tygodnie przerwy od nagrań. No i dodatkowo producent wymaga od nas więcej i zapisał nas na jakieś kursy do szkoły tańca... Więc czeka nas pełno pracy.
- Do czego zmierzasz?
- Pojedź ze mną.
JIMIN EKSHIBICJONISTA <3

piątek, 11 grudnia 2015

You're My Queen: Rozdział 9 "Co się z nim dzieje?"

tae tae <3
PROSZĘ KOMENTUJCIE.
No i sorki, że taki krótki. xo
Centrum Tokyo
- Może iść z tobą? - Zapytał Oikawa, gdy dotarli do centrum. Natsu tylko szybko pokiwała głową.
- Muszę się wyciszyć. - Wyszła z samochodu. 
- Masz, kup sobie coś ładnego. - Podał jej trochę pieniędzy. Ta tylko przewróciła oczami i odeszła. 
Tooru westchnął i odjechał. 
Weszłam do jakiegoś spożywczaka i spojrzałam na telefon. Była 13. Nie tak późno.
Zabrałam koszyk i rozpoczęłam zakupy. 
- Natsumii? - Usłyszałam, gdy sięgałam po kilka czekolad. Odwróciłam się i zastałam Kuroo. 
- Hej. 
Nastała minuta ciszy, oboje spoglądaliśmy to na siebie to na moje cztery czekolady. Whopsie.
- "Jesteś tym co jesz".
Zaśmialiśmy się oboje. Odłożyłam czekolady i westchnęłam. Znowu zrobiłam się smutna. 
- Co jest? Z kim się pogryzłaś? - Zapytał podchodząc bliżej. 
- Kageyama Durnio. Może kojarzysz. - Uśmiechnęłam się krzywo. Z powrotem wsadziłam czekoladę do koszyka i chciałam iść, ale Tetsuro ją wyjął i złapał mnie za rękę. 
- Hej, hej. Wiem, że na pewno nie masz humoru na żarty, a tym bardziej żeby ze mną gadać, więc się streszczę. Gramy jutro sparing z Karasuno, jakoś rano. Przyjdziesz?
Zastanowiłam się głęboko. W sumie, czemu nie. Będę się nudzić w weekend, więc.
- Pomyślę. - Powiedziałam bez emocji. Odwróciłam i poszłam na dział z owocami. Kupiłam, co chciałam i wyszłam ze sklepu. Udałam się do baru z tradycyjnym jedzeniem, do którego zwykłam chodzić z Kageyamą. Ah, wspomnienia. Szczerze to jak myślę o dzisiejszej kłótni z nim, to zachowywał się dziwnie. Nigdy jakoś tak nie naskakiwał na mnie. Jeszcze zwyzywał mnie od szmat... Normalnie by mnie to nie ruszyło, ale w takim wypadku aż za nadto. Zabolało...
Po zjedzonym szybko posiłku udałam się do domu. Gdy weszłam od razu pobiegłam do łazienki. Wzięłam odprężającą kąpiel w płatkach róż. Taaa, jasne. Chciałabym. Następnie przebrałam się. Ruszyłam do sypialni i położyłam się na łóżku. Leżałam tak pół godziny. Rozmyślałam nad jego zagadkowym zachowaniem. Tobio nigdy nie uważał, że możemy być kiedykolwiek razem... A może on nadal tak nie uważa? Więc... o co mu chodziło? Myśli, że już się przespałam z Oikawą? Może gniewa się na mnie, bo myśli, że nie mam do siebie szacunku? Uj go tam wie. Mimo wszystko... nazwał mnie szmatą. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak o mnie pomyśli. Może nie wyglądałam, ale moje serce rozwaliło się na tysiąc kawałków, gdy to powiedział. Staram się nie brać wszystkiego do siebie, ale...
Rozpłakałam się.
Następny dzień
Nie spałam prawie całą noc. Zamartwiałam się. Czasami trzeba...
Niedługo po 8 dostałam wiadomość od Kuroo.
Shitsuro: Po 10 zaczynamy pierwszy mecz.
Natsu: Aye.
Chciałam jeszcze wpaść do sklepu przed wyjściem, więc od razu ruszyłam do łazienki. Ogarnęłam się, ubrałam i szybko wyszłam z domu. Poszłam do małego supermarketu i kupiłam sobie jakieś bułki i inne rzeczy na kolację. Następnie moim celem był przystanek autobusowy. Shit, muszę kupić auto i zrobić prawko przy okazji, meeeeeeeeh.
Po godzinie dotarłam. Weszłam na salę i zobaczyłam, że na trybunach siedzi Tooru. Trochę mnie to zdziwiło. Zobaczyłam również Kageyamę i całe Karasuno oraz Nekomę wraz z Tetsuro. Przeszłam bokiem hali na trybuny. Oikawa, gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko w przeciwieństwie do mnie, oczywiście.
- Hej, przyszłaś jednak? - Pociągnął mnie na swoje kolana. Westchnęłam, chowając twarz w jego szyi.
- Mhm. - Wybeblałam. Tooru wypuścił głośno powietrze i mocno mnie przytulił. Po chwili odsunęłam się trochę od niego, gdyż usłyszałam swoje imię.
- Natsu, nie gadaj, że przyszłaś tu się z nim migdalić? - Zaśmiał się Kuroo. Spojrzałam na niego tak: -_-.
- Nope. Lepiej skup się na grze, albo To- Kageyama i Hinata was rozwalą. - Odpysknęłam i odwróciłam wzrok na Tobio. Patrzył na mnie, skrzyżowaliśmy spojrzenia. W jego wzroku było coś... dziwnego. Natomiast ja patrzyłam na niego kompletnie bez uczuć.
- Natsu, dzięki, że przyszłaś. - Wstałam i ukłoniłam się sarkastycznie. Kuroo odszedł od nas, ponieważ zaczęli mecz.
- Ej, przestań się dąsać. O co się tak pokłóciliście? - Zapytał troskliwie. Zaczęłam znowu myśleć o jego wczorajszych słowach i łzy pojawiły się w moich oczach.
- J-ja... Nie wiem, o co mu chodzi... Dowiedział się, że wróciliśmy do siebie i... powiedział, że już się z tobą przespałam i... - przełknęłam głośno ślinę. - nazwał mnie szmatą. - Prychnęłam na siebie lekko. Czemu ja jestem taka zjebana? Czemu ja się tym tak bardzo przejmuję? Halo! Nazwał mnie szmatą, chyba go bao bao. U mnie już przegrał.
- Szmatą? - Tooru zacisnął pięść. Chciał wstać, ale złapałam go za rękę. Pokiwałam smutno głową na nie.
- Nie rób tego. Olejmy to po prostu.
Zaczął się mecz. Na początku Karasuno wygrywało, lecz później Hinata i Kageyama nie potrafili się dogadać. Tobio był bardzo rozkojarzony. Niedługo po utraceniu przewagi Ukai go ściągnął. Widziałam jak z nim rozmawia. Tobio był bardzo zły na siebie, chyba... Nie potrafię go odszyfrować. Na jego miejsce wszedł Suga. Mecz wygrało fartem Karasuno. Następny jednak oddali Nekomie. Kageyama ponownie nie umiał się skupić. Aż w końcu się zdenerwował, poszedł się ubrać i wyszedł z sali. Mecze były nadal rozgrywane, a mnie ogarniało dziwne uczucie. Nie chciało mi się tutaj dłużej siedzieć. Wstałam.
- Nie czuję się najlepiej, idę do domu. - Powiedziałam i odeszłam nie czekając na odpowiedź. Słyszałam jak Tooru mnie woła, ale zignorowałam to i ruszyłam w tylko sobie znanym kierunku.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

You're My Queen: Rozdział 8 "To koniec?"

Środa, ranek
Kolejny nudny rutynowy poranek. Ahhh, to wszystko przez tę szkołę, jak ja nienawidzę szkoły! No, ale nic... Wstałam z łóżka, ogarnęłam się w łazience, ubrałam i zjadłam śniadanie. Ruszyłam do tego więzienia, zwanego właśnie szkołą.
W środku lekcji matematyki
Gdy rozwiązywaliśmy jakieś dziwne zadania z algorytmów drzwi klasy otwarły się i weszła przez nie jedna z trzecioklasistek. Była ubrana w to. Miała długie włosy i fajną figurę. 
- Przepraszam za najście. Jest tutaj Kurumizawa Natsumii? - Zapytała. Wstałam ze swojego miejsca i wyszłam z nią na chwilę z klasy.
- O co chodzi? - Zdziwiłam się.
- Jestem z klubu siatkówki. Przyszłam ci powiedzieć, że dzisiaj po lekcjach masz swój pierwszy trening, a tak przy okazji... Co ci się stało pod okiem? - Zaciekawiła się.
- To długa historia, z moją nogą też nie jest najlepiej, ale dam radę ćwiczyć.
- Jestem Satori Misa. To będzie sama przyjemność grać z kimś tak doświadczonym jak ty.
- Oj przesadzasz... Muszę już wracać na lekcję, wybacz.
- Jasne. Widzimy się na treningu?
- Ta.
Po lekcjach
Wyszłam z klasy i skierowałam się do swojej szafki by wyjąć strój. Następnie udałam się na salę i do szatni. Pora się przedstawić. W środku było sześć dziewczyn.
- Em, hej wszystkim, jestem Kurumizawa Natsumii, liczę na owocną współpracę. - Ukłoniłam się kulturalnie. Dziewczyny również się przedstawiły i ostrzegły mnie przed panią kapitan. Hahahahaha. Podeszłam do ławki i ściągnęłam koszulkę. Szybko się przebrałam i wyszłam na salę. Zaczęłam się rozciągać. Po chwili na salę wszedł trener i ona. Ueeee, te jej grube nogi. Zaśmiałam się cichutko.
- Już dzisiaj jesteś, nieźle. Gdzie są dziewczyny?
- Chyba jeszcze się przebierają. - Wyjaśniłam.
- Powiedz im, żeby się pospieszyły. - Rozkazał. Przewróciłam oczami niewidocznie.
- Ja to zrobię! - Odezwała się ta baba i pobiegła do szatni.
- No więc.. Jak tam twoja kondycja?
- Cóż... Jeśli chodzi o wytrzymałość to jest bardzo dobrze, ale boję się swojej wystawy.
- Nie potrzebnie, wszyscy na tej sali wiedzą, że masz to we krwi. - Uśmiechnął się lekko. Westchnęłam. Wszyscy cały czas mówią, że jestem najlepsza, blablabla. Nie wiedzą, jak to jest mieć prawie rok przerwy.
Po chwili wszystkie dziewczyny były na sali.
- Pewnie wiecie, że mam nową członkinię i myślę, że nie trzeba wam jej przedstawiać.
- Oczywiście, jesteśmy twoimi fankami, oglądałyśmy każdy mecz we Włoszech. - Powiedziała jedna z nich. Nasza kapitan tylko prychnęła.
- Miło mi. - Uśmiechnęłam.
- No, ale skoro się znacie, to proszę kilka kółeczek.
Wszystkie zaczęłyśmy się rozgrzewać. Po rozgrzewce nadszedł czas na zagrywkę. Wzięłam piłkę do ręki, ustawiłam się dwa metry za końcową linią i zaczęłam kozłować. Podrzuciłam wysoko, wzięłam rozbieg i przebiłam. Nadal jestem świetna, ahhh.
- Bardzo dobrze, czy kogoś to dziwi? - Zapytał rozbawiony. Powoli zaczyna mnie irytować.
Ćwiczyłyśmy jeszcze jakieś 10 minut, aż trzeba było zrobić drużyny. Trener nas szybko podzielił.
- Gramy do 20, bo nie mamy wiele czasu. Zaczyna drużyna po mojej lewej.
Czyli oczywiście nie ta gdzie jestem. Dziewczyna chwyciła piłkę do rąk i zagrała, niezbyt mocno na szczęście. Nie miałam problemu z przyjęciem. Piłka poleciała pod siatkę, do naszej rozgrywającej. Ta wystawiła ją prawemu skrzydłu. Zdobyłyśmy punkt. Teraz moje serwy. Zaserwowałam tak dobrze jak tylko umiałam. As. Drugi raz. As. Trzeci. As. Co jest z naszym przyjęciem? One się nawet nie starają. Co to za gra? Chyba poziom naszej drużyny jest jeszcze niższy niż myślałam... (...)
Trochę zmęczona, wróciłam do domu. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 19. Eh, poszłabym spać... Jak też pomyślałam tak zrobiłam. Przebrałam się i ułożyłam na kanapie. Jutro piątek, najs. Włączyłam jakieś dziwne dramy o EXO i psychofankach, po kilku odcinkach zasnęłam. Spałam może godzinę, gdyż obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałam niechętnie i pobiegłam do wejścia. Otworzyłam i zastałam Oikawę. Stał oparty o łuk drzwi.
- Co tutaj robisz? 
Wszedł bez pozwolenia do środka, westchnęłam. Podążyłam za nim. 
- Więc? - Zapytałam zniecierpliwiona.
- Usiądź tu obok. - Rozkazał, ułożył się na kanapie i poklepał miejsce obok. Usiadłam dla świętego spokoju. Wtem Tooru niebezpiecznie się przybliżył. Poczułam woń jego perfum i lekko odleciałam. Nadal te same, hm? 
Nie czekając dłużej, pocałował mnie. Delikatnie, co mnie zdziwiło. Odepchnęłam go natychmiastowo. Serce chciało więcej, moje zmysły zaczęły wariować, ale wiedziałam, że nie powinnam. 
- Nie, ja... Mówiliśmy o tym i to jeszcze dziś. - Niestety ten dureń nawet mnie słuchał. Pocałował mnie tym razem bardziej namiętnie i stwierdziłam, że walić to, żyje się raz. Moje ręce znalazły się na jego szyi, przybliżyłam go bliżej siebie i poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Ugryzłam go lekko i odsunęłam się.
- Tyle razy Cię przekonywałem, nic na ciebie nie działało, aż doszło do czynów. - Wyszczerzył się łobuziarsko.
- Próbujesz być śmieszny? Psujesz moje plany...
- Posiedźmy tak trochę, chyba, że wolisz się całować. - Zarobił strzała w bark. - Auć.
- Myślisz, że wybaczę ci po jednym wieczorze? O nie. - Pocałowałam go w policzek i ruszyłam do łazienki. - Idę do łazienki.
Następny dzień
Obudziłam się bardzo wyspana, leżałam na klacie swojego byłego. Brzmi kusząco, nie? Totalna porażka. co ja wyprawiam. Na pewno chcę do tego wracać?
Podniosłam się lekko na łokciach i spojrzałam na jego twarz. Miał zamknięte oczy, najpewniej spał. Nawet jeśli tyle razy przez niego cierpiałam to chyba nadal go kocham... Przybliżyłam się do niego i przytuliłam. Jego ręce od razu znalazły się na mojej talii.
- Kocham cię. - Powiedziałam i przymknęłam oczy.
- Ja ciebie też, tylko tysiąc razy mocniej. - Powiedział zaspanym głosem.
- Co to miała być za odpowiedź? - Zaśmiałam się. - Czas wstawać.  - Odkryłam się i chciałam wstać.
- Jeszcze chwilka... - Tooru złapał mnie w talii i przyciągnął z powrotem do siebie.
- Ej, dzisiaj szkoła! Jest piątek, więc luz.
- Zawiozę cię, ja dzisiaj sobie szkołę odpuszczę. - Stwierdził. Przytaknęłam i poszłam do swojej sypialni i... zdałam sobie sprawę, że częściej zasypiam w salonie niż tutaj. Super. Wyjęłam z komody ubrania i ruszyłam do łazienki. Ogarnęłam się szybko i wyszłam. Tooru już wstał z łóżka, minęliśmy się. Wzięłam swoją torbę z Nike i spakowałam książki. Na szczęście w piątki mam mało lekcji, bo tylko pięć. Dwa w-fy, japoński, angielski i biologia. Chwyciłam do ręki swój telefon i zrobiłam sobie selfie. Bo mogę. Chciałam zrobić drugie, ale nagle podbiegł do mnie Oikawa, objął mnie w talii i pocałował w policzek. Akurat gdy pstrykałam. No i wyszło śliczne zdjęcie. Hehe, nie. Wstawiłam je przez przypadek na instagrama.
- Czy jesteś głupi? Odpowiem za ciebie, tak! - Krzyknęłam. Zaśmiał się.
- Oj, no co. Znowu jesteśmy razem nie?
- No, tak, ale cały świat musi o tym od razu wiedzieć?
Podeszłam do stołu, wzięłam swoją torbę i ruszyłam do wyjścia. Tooru podążył za mną.
- Zawiozę cię do szkoły.
- Uważasz to za dobry pomysł? A twoje fanki? - Sarknęłam.
- Olej je.
Po kilku minutach byliśmy pod szkołą. Spojrzałam na Tooru i uśmiechnęłam się lekko.
- To spadam. - Chciałam wyjść, ale złapał mnie za rękę.
- Tak bez pożegnania? - Uśmiechnął się zadziornie. Przewróciłam oczami i pocałowałam go szybko w usta.
- Elo, miło by było, gdybyś też przyjechał. Po 12. - Wyszłam szybko z samochodu, nie czekając na jego odpowiedź i ruszyłam w stronę wejścia. Przy szafkach zauważyłam Kageyamę, postanowiłam się do niego nie odzywać. Chyba ostatnio jest nie w sosie. Wzruszyłam ramionami i wzięłam książki do rąk. Zamknęłam szafkę i nagle poczułam, jak ktoś mnie obraca i przybija do niej. To Tobio...? O co chodzi...? Chciałam się wydostać, ale po obu stronach mojej głowy były jego dłonie.
- Czego chcesz? - Odezwałam się zimno.
- Szybka jesteś nie ma co. Raz cię spławiłem i poszłaś do swojego byłego? Myślałem, że masz trochę więcej klasy. - Zaczął chłodno. Zmarszczyłam brwi.
- To nie ja przyszłam do niego, tylko on do mnie. Klasę bym straciła, gdybym mu odmówiła po tym wszystkim, co dla mnie zrobił.
- Co takiego? Jedyne co robił, jak byliście razem to olewał cię i chodził albo na treningi albo na spotkania ze swoimi fankami. 
- Czemu tak cię to interesuje, co? Nie mów, że sobie coś pomyślałeś?
- Jasne, że nie. Wiem jaką jesteś osobą.
- Weź nie zaczynaj. Nie wierzysz w przyjaźń damsko-męską? - Zaśmiałam się głupio.
- Już nie. Pomyliłem się, co do ciebie. Jesteś zwykłą szmatą. - Miałam już go dość.
- Czemu to zawsze ja jestem ta zła, co?! Nawet nie mogę być szczęśliwa przez jeden dzień?! O co tobie chodzi, co?! - Odepchnęłam go mocno od siebie i tym razem to ja go przybiłam do szafki. - Wszystko, co robiliśmy razem... Myślisz, że robiłam to po to żeby się po prostu z tobą przespać? Wiesz, że ja też mam uczucia i przede wszystkim mózg?! Nie jestem żadną szmatą, skoro ci nie pasuje mój charakter to po co to wszystko?! Po co mi pomagałeś, po co w ogóle byłeś?! - Uderzyłam go w policzek i odbiegłam. Nawet nie zauważyłam, że wszyscy w szatni bezwstydnie nas obserwowali.
Po lekcjach
Wyszłam szybko ze szkoły i zobaczyłam samochód Tooru na parkingu. Weszłam gniewnie do środka i nie powiedziałam ani słowa.
- Em, chyba nie masz humoru gadać, nie? - Zaczął, a gdy spojrzałam na niego nienawistnym wzrokiem zasłonił się rękami.
- Czy to ważne? Pokłóciłam się z Kageyamą.
- Lepiej chyba będzie jak zostawię cię samą, nie? Zawiozę cię do domu.
- Nie, zawieź mnie do centrum, pls. - Poprosiłam.
- Po co? - Zapytał.
- Muszę zrobić zakupy. 

sobota, 5 grudnia 2015

You're My Queen: Rozdział 7 "Konfrontacja"

KISNE Z TEGO GIFA XDDDDDDDDDDDDD

Liceum Karasuno, trening po lekcjach
Chłopcy właśnie przeprowadzali rozgrzewkę stali w kółku i odbijali do siebie piłkę.
- Kageyama, gdzie Kurumi? - Zapytał Tanaka z błyszczącymi oczyma. (XD)
- Czemu mnie pytacie? - Spytał zdziwiony lekko.
- Hm, prawie zawsze przychodzicie razem do szkoły, na treningi, zawsze razem wracacie, rozmawiacie często. Pewnie dlatego. - Odezwał się Tsukishima.
- Hmpf. Ona przecież z każdym rozmawia.
- Dobra, nieważne. Gdzie ona jest? - Pytał Tanaka.
Tobio tylko westchnął.
- W szpitalu.
Dwadzieścia minut później
"Puk, puk"
- Nie wchodzić, przebieram się! - Krzyknęłam.
- To wchodzimy! - Usłyszałam Tanakę. - Aua! - A chwilkę później to.
Zaśmiałam się i ubrałam. Szybko pościeliłam łóżko i usiadłam na nim.
- Możecie wejść.
Tanaka jako pierwszy wbiegł do pokoju i uklęknął przede mną. Spojrzał na moją twarz i zobaczył podbite oko. Pogładził mój policzek i zrobił smutną minę.
- Kto ci to zrobił?
- Mój... ojczym. - Odpowiedziałam cicho.
- Ojczym? - Zapytał Tsukishima.
- Tak, ja... jestem adoptowana. - Wyznałam.
- Dlatego nie chciałem was tu przyprowadzać. - Westchnął Kageyama. - Idźcie już.
- No dobra. - Powiedział smutny Shoyo. Wyszli.
- Dlaczego ich wyrzuciłeś? - Zirytowałam się. Wszyscy tutaj do mnie przyjechali a on... Eh.
Nagle stało się coś dziwnego. Tobio pogładził mój policzek tak jak Tanaka tylko... jego dotyk był inny.
- Idziemy stąd?
- Tylko czekałam aż zapytasz.
Wstałam z łóżka i podparłam się kulą. Chciałam sięgnąć po swoje torby, lecz Kageyama zrobił to szybciej i wyszedł bez słowa.
- Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeh! Jak on mnie wkurza... - Podążyłam za nim.
Doszliśmy do recepcji i dostałam wypis.
Następny dzień, szósta rano
Obudził mnie baaaaaaaaardzo głośny budzik. Niechętnie wstałam z łóżka i jakoś je pościeliłam. Następnie ruszyłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Poszłam do łazienki, umyłam twarz i poczesałam włosy. Wróciłam do pokoju i przebrałam się w to. Wróciłam do kuchni i zalałam kawę. Usiadłam przy stole i zaczęłam sączyć. W międzyczasie przeglądałam ostatnie lekcje z geografii. Wyże i niże demograficzne, izi.
Po kilku minutach wypiłam kawę, więc czas się zbierać. Lekcja zaczyna się o 8, a jest 7:37. Spokojnie zdążę, ale wolałabym już wychodzić. Tak, więc włożyłam kubek do zlewu, wzięłam torbę i spakowałam tam szybko najpotrzebniejsze rzeczy i książki a następnie wyszłam. Zjechałam windą na dół i zaczęłam dosyć szybkim krokiem iść w stronę szkoły. Mam do niej jakoś 5 minut. Po drodze załączyłam sobie piosenki BTS do słuchania. Naprawdę polecam. Nawet nie zdążyłam wysłuchać fajnego Dope. Weszłam do szkoły i skierowałam się na drugie piętro, gdzie mam lekcję japońskiego. Rzucam się na głęboką wodę, trudno. Mam nadzieję, że nauczycielka zrozumie, że byłam w szpitalu.
Weszłam do klasy i poczułam na sobie kilkanaście spojrzeń. Ignorując je usiadłam na swoim miejscu i przeglądałam jakieś strony na telefonie. Nagle jakiś koleś z mojej klasy usiadł na moim stoliku i chwycił mnie za podbródek.
- Czego? - Zawarczałam.
- Tss, parzysz. (XD) - Usłyszałam od niego. Co za debil. - Od kogo dostałaś?
- Ciekawi cię to?
- Nie, ale chciałbym wiedzieć, kto śmiał tknąć taką buźkę.
- Szkoda, nie dowiesz się. Nie ode mnie, więc spadaj.
- Coś ty taka agresywna, dziewczyno? - Chciał dotknąć mojego ramienia, ale w odpowiednim momencie złapałam jego rękę. Podniosłam się i uderzyłam go w twarz.
- Nie rozumiesz, co mówię?
Zasyczał i złapał się za policzek, ale odszedł. W końcu. Co za zjebus maximus.
Po chwili do klasy weszła nauczycielka.
- Witam was wszystkich. Dzisiaj będziemy przerabiać literaturę z XIX wieku, tak więc proszę o skupienie.
Westchnęłam. To będzie ciekawa lekcja.
Po lekcjach
Za jakieś dziesięć minut zaczyna się trening chłopaków. Ciekawe, kiedy ktoś dostarczy mi nasz grafik treningów. I tak na razie nie mogę ćwiczyć, ale myślę, że jak to rozchodzę to dam radę. Jeśli chodzi o moją nogę to normalnie chodzę, jednak jej nie skręciłam tylko zwichnęłam. Wiadomo, trochę boli jak chodzę, ale nie jest źle. Gdyby było nie zakładałabym butów na obcasie.
Chodziłam sobie po "korytarzu" przed wejściem do sali i zastanawiałam się co z moim ojczymem. Zamknęli go? Wątpię. Ma za dużo pieniędzy na kaucje, żeby go zamknęli... Westchnęłam. Nagle ktoś zakrył moje oczy. Chciałam go kopnąć w... klejnoty? Ale na czas się obronił.
- Oikawa? Co tu robisz? - Spojrzałam na niego zdziwiona. Gdy się odwróciłam jego wyraz twarzy zmienił się błyskawicznie.
- Ktoś cię pobił?! - Chwycił mój policzek i przyjrzał się ranie. Odsunęłam się od niego, lekko utykając.
- Mam ci przypominać, że nie jesteśmy już razem? - Zapytałam.
- Z nogą też coś masz? - Ponownie spytał, lecz nic nie odpowiedziałam i odwróciłam wzrok. - Hej! Wiem, że za mało czasu ci poświęcałem, żeby być z tobą, ale mieliśmy być przyjaciółmi. Tak łatwo jest ci mnie spławiać? Czyli nic dla ciebie nie znaczyłem, tak?
Spojrzałam na niego poważnie.
- Kochałam cię. Bolało mnie to, że siatkówka jest ważniejsza. Wiem, że były zawody, i że musiałeś sporo ćwiczyć, ale mogłeś mi powiedzieć, po prostu, że nie masz czasu, a nie spławiać mnie cały czas!
- Przepraszam cię. Natsumii... - Pogładził mnie po włosach. O nie, nie, nie. Wiem do czego to zmierza.
- Posłuchaj, wiem, że ciężko ci, mnie również było. Musimy nauczyć się z tym żyć. To, co było, nie wróci. Mów co chcesz, ale ja nie chcę wracać. - Odsunęłam jego rękę, odwróciłam się i weszłam na halę.
Byli tam prawie wszyscy oprócz Tsukishimy, lol. Ciekawe gdzie polazł.
- No to teraz wystawa. Kageyama pod siatkę, oczywiście. - Odezwał się blondyn. Następnie spojrzał na mnie. - Haha, dziewczyny są dziwne, podobno masz skręconą kostkę a i tak masz obcasy, haha.
- Nie jest skręcona, tylko zwichnięta i muszę ją rozruszać. - Zgasiłam go.
- Bywa... Powiedz, widziałaś Tsukishimę?
- Nie, a wie pan może dlaczego Oikawa tutaj był?
- Rozmawiałem z nim o nadchodzącym sparingu.
- Rozumiem... Idę na ławkę.
- Zaraz też przyjdę. - Odpowiedział. Przytaknęłam.
Ukai podszedł do Hinaty i poprosił go o rozmowę na osobności. Podczas gdy oni sobie konwersowali Kageyama wystawiał piłki. Robił to tak idealnie, ahh. Nieświadomie przymrużyłam lekko oczy, podparłam podbródek łokciem i obserwowałam każdy jego ruch.
- Kurumi, ty i Kageyama? Hm... - Usłyszałam trenera. Ogarnęłam się szybko i lekko zarumieniłam. - Myślałem, że ty nie masz uczuć, a tu taka niespodzianka!
- J-ja wcale nie...!
- Pasowalibyście do siebie. - Zaczął się zastanawiać.
- P-proszę przestań! - Poprosiłam.
- Ty jesteś przesłodka! Zrób to jeszcze raz!
- A ty jesteś zboczeńcem! - Skrzyżowałam ręce i starałam się ukryć zażenowanie, gdyż wszyscy na mnie patrzeli.
- A wy co?! Wracać do ćwiczeń!
Nagle do hali wszedł Tsukishima. Podszedł do nas i powiedział mi coś do ucha.
- Po treningu muszę z tobą pogadać. - Zdziwiłam się trochę.
 - Okej!
- Jeszcze z tym kręcisz? Uuuu... - Odezwał się blondyn i zarobił strzała w łydkę.
- Ej, wiesz, jak to boli?!
- Oj sorki... - Zasmuciłam się...
- Jest ci przykro?
- Nie. - ...I uśmiechnęłam.
Wstałam z ławki i poszłam do składziku po więcej piłek. Teraz zagrywka.
- Ej chodź tu ktoś po piłki!
Nagle zjawił się Hinata.
- Proszę bardzo. - Lekko się uśmiechnęłam.
- Dziena, chyba więcej nam nie będzie potrzebne.
- Oki, doki. - Wyszłam i zamknęłam drzwiczki na klucz. Wróciłam do Ukaia i oddałam go.
- No to co? Gramy! Podzielcie się sami.
Usłyszałam jak mój telefon wibruje, więc otworzyłam torebkę i odebrałam. Odeszłam na drugi koniec sali, żeby w spokoju pogadać.
- Halo?
- Natsu, to ja. Czemu nie mówiłaś, że wróciłaś do Japonii?
- Jakoś tak wyszło... Skąd wiesz, że wróciłam, Tetsuro?
- Oikawa mi powiedział. Żalił się.
- O matko, mówiłam mu tysiąc razy, że się nie zejdziemy a on nadal próbuje...
- Haha, chyba rzeczywiście się zakochał.
- Ehhhh, po tym, co z nim przechodzę chyba już nie chcę nigdy mieć faceta.
- Czyli friendzone?
- Co? Haha... Ale ty tak serio?
- Żartuję (XDDDDDDDD)
- Uff, masz szczęście, że dzisiaj mam dobry humor.
- A właśnie, skoro już mówimy o twoim humorze, to jak ta kostka?
- O tym też wiesz?!
- No tak. Ktoś cię pobił? Mnie możesz zaufać dobrze wiesz...
- Słuchaj to nie jest rozmowa na telefon. Jak kiedyś się spotkamy to ci opowiem.
- Oki doki, ja muszę kończyć. Narson.
- No elo.
Rozłączyłam się i wróciłam do chłopaków.
- To jak? Macie drużyny? Gdzie ten wasz trener?
- W kiblu. - Odezwał się Tsukishima.
- Siły wyższe. - Wzruszył ramionami Tanaka. Zaśmiałam się lekko z zażenowania.
- Chyba możemy zacząć już grę?
Wszyscy ustawili się na boisku i przygotowali do gry, gdy nagle do sali wbiegł Ukai.
- Koniec treningu!
- Jak to? - Zapytał Hinata.
- Po prostu! Wszyscy stąd spadajcie!
.
.
.
- Wywalił nas?! - Zirytowałam się. Chciałam iść do domu, gdy nagle Tsukishima złapał mnie za rękę.
- Czekaj, mieliśmy pogadać.
- Właśnie, o co chodzi?
- Widziałem jak gadałaś z Oikawą.
- Słyszałeś?
- Też.
- No i...? - Zdezorientowałam się.
- I powiem Kageyamie, jeśli mi nie wyświadczysz przysługi.
- No to mu powiedz, lol, nic nas nie łączy. Jesteś dziwny, nie stalkuj ludzi. - Zgasiłam go i odeszłam.
- Już wiem dlaczego wszyscy na ciebie lecą. Ehhhhh. - Powiedział do siebie po cichu, marszcząc brwi.
Idąc chodnikiem zauważyłam kilkanaście metrów przed sobą Kageyamę, więc postanowiłam do niego podbiec. Zaczęłam zwiększać tempo i... prawie się przewróciłam. Lepiej nie biegać, nie.
- Hej, unikasz mnie, czy co? - Złapałam go za rękę, żeby się zatrzymał.
- Nie, czemu miałbym? Po prostu nie mieliśmy dzisiaj czasu pogadać. - Ruszył.
- Eh, no więc jak ci minął dzień? - Zapytałam.
- W porządku.
- Może chciałbyś mnie w końcu odwiedzić? Posprzątałam i-
- Nie mam dzisiaj czasu.
Stanęłam w miejscu. O co do k-, nie, nie wolno brzydko mówić...O co mu chodzi?! Głęboko westchnęłam i poszłam na przystanek. Zapowiada się na deszcz. Oby zmókł jak szczur, pff.
Wróciłam do domu, wzięłam długą kąpiel w wannie i ubrałam się w to. Położyłam się w salonie na kanapie i włączyłam telewizor. Niedługo go oglądałam, bo szybko odleciałam do krainy tęczów.

You're My Queen: Rozdział 6 "Konsekwencje bycia N"


Wyszłam szybko z domu i ruszyłam do swojego. Muszę się przygotować na zniszczenie tego bankietu. Ojciec chyba jeszcze nie wie, z kim mieszkał. Po 30 minutach jazdy w końcu dotarłam. Weszłam do budynku i pojechałam windą na przedostatnie piętro do swojego penthousu. Ubrałam czarną sukienkę za kolana z rozkloszowanym dołem bez rękawów i czarne botki. Włosy spięłam w wysoki kucyk a na usta nałożyłam ciemną szminkę. Chwyciłam swoją torebkę i spakowałam tam telefon, portfel, klucze, jakieś perfumy, gumy i, oczywiście, dowód osobisty by mnie wpuścili, widząc, że jestem niestety córką prezesa.
Tylko do centrum trochę mi daleko, w autobusie będzie pełno ludzi, może Tobio mnie zawiezie? Chwyciłam telefon i wybrałam do niego numer.
- Natsu? Po co dzwonisz? - Zapytał. Usłyszałam dźwięki w tle, chyba nie jest w domu.
- No... Mam prośbę, zawieziesz mnie do hotelu Zeus w centrum miasta?
- Hę? Po co tam leziesz?
- Mam bankiet. - Uśmiechnęłam się szatańsko.
- Em, okeeeeej. Zaraz będę pod twoim domem.
- Jej! Dzięki.
Rozłączyłam się, założyłam płaszcz i wyszłam. Nawet jeśli jest marzec to o 17 jest już ciemno, damn.
Zjechałam windą na dół i zobaczyłam, że już czeka. On mnie stalkuje, że akurat był pod moim domem, czy co?
- Hej. - Wsiadłam do samochodu i przywitałam się. Spojrzał na mnie. I tak chwilę patrzył trochę.
- Po co tam idziesz? - Zapytał.
- To naprawdę długa historia, a mamy mało czasu. Kiedy indziej ci opowiem.
- Nie, masz mi powiedzieć teraz, albo nigdzie cię nie zawiozę. - Zarządził. Wiedziałam, że to zrobi.
- No, więc... Zacznijmy od początku. Jestem adoptowana. - Trochę się zdziwił, ale nic nie mówił. - Moi biologiczni rodzice... Cóż, nie znam ich więc wiele ci nie powiem. No, ale idąc dalej... Rodzicie Kiyoko mnie adoptowali. Głównie to jej matka i ona chciała tego. Ojciec Kiyoko jest bardzo surowy i despotyczny. Stosowanie przemocy wobec rodziny to dla niego norma... - Przerwałam na chwilę. - No, więc, gdy miałam 10 lat wprowadziłam się do nich. Na początku przez pięć lat było okej, ale później było tylko gorzej. Ojciec, nie, ojczym zaczął bić mnie i Kiyoko. Krzyczał przy każdej okazji, jego ręka zawsze latała. Mama chciała nas obronić wiele razy, lecz nie wiele to dawało. Ojczym był zły na Kiyoko, że chciała żebym została jej siostrą. Kontynuując nie chciałam często być w domu, więc w gimnazjum zapisałam się na siatkówkę. I tak dalej poszło, że byłam najlepsza, jeździłam na zawody krajowe, później światowe... Za wszystkie wygranie otrzymywałam masakryczne sumy. Ja i moja drużyna, ale wiadomo, że to na kapitanie ciążą wszystkie obowiązki, i że to on zarabia najwięcej. Tak więc gdy uzbierałam na mieszkanie natychmiast się wyprowadziłam. Zrobiłam to dopiero dwa tygodnie temu, bo nie umiałam się rozstać z mamą i Ki.
- No a na co ci ten bankiet?
- Mój ojczym jest prezesem hoteli Zeus, wiesz, ma swoją kobitkę do chodzenia na jakieś bankiety i imprezy. Dzisiaj nie spodobała mu się jej kreacja, więc dał jej moją sukienkę.
- I... tyle?
- Ty nie rozumiesz. Tę sukienkę otrzymałam w rekompensacie za stracony finał. Była moją jedyną pamiątką z Włoch. Mój ostatni turniej w tej drużynie... To najcenniejsza nagroda jaką otrzymałam kiedykolwiek, serio. A ten gnój dał ją jakiejś dziwce. - Zirytowałam się i skuliłam dłonie w pięści.
- Spokojnie, zaraz ją odzyskamy... - Zaczął jechać w stronę centrum. - Dlaczego dopiero teraz mi mówisz coś tak ważnego? Nic o tobie nie wiem, N.
- Chciałbyś na prawo i lewo słyszeć, że jesteś adoptowany? Bo ja nie. Dlatego nikomu nie mówię jak jest. To nie ich sprawa.
Centrum Tokio, Zeus
Po zaparkowaniu gdzieś z boku, wyszliśmy z samochodu. Oto i on. Wielki hotel Zeus. No to czas robić zadymę. Chciałam iść, lecz Tobio złapał mnie za rękę.
- Jesteś pewna?
- Jestem.
- Będę tu czekał. Wróć niedługo, jasne?
- Jak słońce.
W środku
- Stop, stop, stop. Kim pani jest? Jest pani na liście? - Wysoki mężczyzna lekko mnie odepchnął od wejścia.
- Jestem córką Shimizu. - Odpowiedziałam dumnie, no, musisz mnie wpuścić, durniu.
- Czy to prawda? - Zapytał jakiegoś kolesia siedzącego w recepcji.
- Tak jest, najprawdziwsza Natsumii. - Rzekł. Był to jakiś młody typ może o dwa lata starszy. Dziwnie się gapił. Kolejny zbol w jego firmie? Jakoś mnie to nie dziwi.
- Przepraszam panienkę. - Przepuścił mnie. Ruszyłam w stronę recepcji.
- Na którym piętrze jest mój ojciec?
- Może wiem, a  może nie wiem. - Gadał se. Jaki wkurzający typ.
- Słuchaj no, gadaj mi tutaj, albo urwę ci jaja. - Zagroziłam. Tylko westchnął
- 40. piętro. - Dał mi kartę do windy.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się dumnie.
Ruszyłam do windy. Przyłożyłam kartę i musiałam chwilę odczekać. Następnie wjechałam na, wspomniane przez tego zjeba, piętro. Weszłam do sali. Wzrokiem szukałam ojczyma, znalazłam go po parunastu minutach stojącego przy stole i pijącego drinka. Był z nią. W mojej pięknej sukience. Wyglądała ona tak. Niby nic nadzwyczajnego, ale kosztowała duuuuuuuuuuuuuużo. Poza tym jest od organizatorów.
Podeszłam do nich i zaczęłam rozmowę.
- Dobry wieczór mogłabym z panią chwilę pomówić? - Odezwałam się. Kobieta spojrzała na mnie i przytaknęła. Mój ojczym gadał z jakimś typem, nawet nie zauważył, że przyszłam.
- O co chodzi?
- Może to dziwnie zabrzmi, ale ma pani na sobie moją sukienkę, która jest dla mnie bardzo ważna i prosiłabym o jej zwrot. - Wyjaśniłam. Kobieta spojrzała na sukienkę i chyba zrobiło jej się głupio.
- Em, jak to? Kim jesteś tak w ogóle?
- Jestem córką prezesa, ta sukienka należy do mnie.
- W takim razie bardzo przepraszam, ale twój ojciec powiedział, że kupił ją dla mnie... Zaraz się przebiorę i zwrócę ci ją. - Chyba jednak nie jest dziwką, a bardzo miłą panią.
- Bardzo byłabym wdzię-
Nie dokończyłam, ponieważ mój ojczym podbiegł do mnie i uderzył pięścią w twarz. Gdy upadłam na ziemię kopnął mnie w kostkę i chyba ją skręcił. Natychmiast podbiegło do nas miliard ludzi.
- CO PAN WYRABIA, PREZESIE?! - Zapytał oszołomiony jeden z gości.
Jęknęłam z bólu i próbowałam wstać, niestety nie udało się przez kostkę. Jedna z kobiet pomogła mi wstać, a mężczyźni zajęli się moim ojczymem.
- Wszystko w porządku?! O co mu chodzi?! - Pytała ta w mojej sukience.
- Heh, chyba nie powinnam tu przychodzić... O matko, moja głowa... - Osunęłam się jej na ramię.
- Ochrona! - Krzyknęła, po chwili znalazło się tutaj kilku ochroniarzy. Wyjaśniła, co się stało i jeden z nich wziął mnie na ręce i zjechaliśmy na dół.
Na dole
- Coś długo jej nie ma... - Mruknął do siebie spoglądając gorączkowo na zegarek. Trochę się martwił. Kilka chwil potem. Zauważył zamieszanie przy wejściu, kogoś wynosili. Zaczął biec w tamtą stronę. Ujrzał ją niesioną przez ochroniarza z podbitym okiem i zaczerwienioną kostką. Był w szoku. Włożyli ją na noszach do karetki i zawieźli do szpitala. Postanowił zadzwonić do jej matki i pojechać z nią do szpitala.
- Halo? Kto mówi? - Odezwała się.
- Kageyama z tej strony, pani córka właśnie jest w drodze do szpitala, stwierdziłem, że może chce pani ze mną do niej jechać?
- Jak to szpital?! Co tam się do diaska stało!?
- Sam nie wiem, podjadę po panią, proszę podać adres.
(...)
W szpitalu
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Kostka aż tak nie bolała. Rozejrzałam się dookoła. Hm, to najpewniej prywatny szpital. Ciemny pokój, w przeciwieństwie do miejskiego. Spróbowałam się podnieść. Nie udało się.
- Auaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Nagle poczułam czyiś dotyk na czole. Mam zwidy, halucynacje or wha? Schizofrenia to nie jest, o ile nie za późno z leczeniem to... Co ja też gadam.
- Gorączki nie masz, niczym cię nie truli, więc po prostu ci odbiło.
- Ty duuuuuuurniuuuuuuuuuuuuu! - Próbowałam go uderzyć, ale bez trudu zatrzymał moją wiotką pięść.
- Uspokój się, ludzie tutaj śpią.
- Jak to? Która godzina?
- 19.
Znowu próba okaleczenia go nie powiodła się i tym razem dostałam rykoszetem. Opadłam na pościel i spojrzałam na niego dumna.
- Ale mam sukienkę.
- Jesteś głupia.
- Może. Kiedy wychodzę?
- Najprawdopodobniej jutro. Twoja mama tu była. Zostawiła tu jakieś twoje rzeczy i mówiła mi 10 minut o kosmetykach z Francji.
- Hahaha, nie dziwi mnie to. - Westchnęłam. - Nie idziesz do domu?
- Idę. Chciałem ci tylko wyjaśnić, że następnym razem cię nigdzie nie zawiozę.
- Ej no!
- A jak zachce ci się ryzyka to weź mnie przynajmniej ze sobą.
Spojrzałam na niego uważnie. Martwił się! Oooo, to takie słodkie! Aż prawie się zhaftowałam. Uśmiechnęłam się słodko do niego. Wyszedł. Podziałało. Westchnęłam głęboko i stwierdziłam, że mam dość wrażeń, więc uderzam w kimono.